No to po zawodach. Polska zremisowała z Czechami 1:1, odpadając z rywalizacji o mistrzostwo Europy. O dziwo, ten ostatni zremisowany, ale w sumie przegrany mecz, nie był taki zły. Można by powiedzieć lepszy mecz niż wynik. Oczywiście mankamenty. Dziurawa obrona, dopuszczająca do “dziwnych sytuacji”. Lewandowski trochę zagubiony, gdy dostawał piłkę przed polem karnym, bo to raczej egzekutor, więc nie do końca wiedział, co z nią zrobić. Można było jeszcze odrobinę ostrzej, ale nie było źle.
Z zalet wypada zaznaczyć próby rozgrywania piłki, wychodzenia jeden na jeden, nie pozbywania się piłki, gdy zbliża się rywal. Generalnie dobry mecz, dający jakieś nadzieje na przyszłość, pod warunkiem uszczelnienia obrony i co najmniej utrzymania zaangażowania w grze. Gdyby Polacy tak grali jak dzisiaj, mieliby lepszą pozycję wyjściową i nie byłoby tragedii w przypadku remisu.
Do historii z tych eliminacji przejdzie rozmowa żony z mężem w czasie pierwszego meczu Czechy-Polska.
- Co się tak drą? – woła żona z kuchni w drugiej minucie meczu.
- Dwa zero dla Czechów – odpowiada mąż.
- Ale dopiero zaczęli!
- Czesi tak!
No cóż. Nasi zaczęli późno grać w piłkę. Ale nie popadajmy w defetyzm. Jest materiał do pracy, do postępu. Możemy tym razem, bez ironii i cynizmu powiedzieć albo zaśpiewać: Nic się nie stało! Polacy. Nic się nie stało!